Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Trafić jak 6 w totka

Szpital w Kozienicach Wróciliśmy z Warszawy w piątek i postanowiliśmy zostać na weekend u moich rodziców. Miałam w planach odwiedzić przed podaniem chemii dentystę, gdyż czytałam, że to bardzo ważne, żeby w trakcie leczenia nie mieć żadnych ubytków. W niedzielę zaczęłam się czuć coraz gorzej - bóle w jamie brzusznej nie pozwoliły mi wytrwać godziny w Kościele. Ale przed rodzicami zgrywałam twardzielkę. Niestety nie udało mi się do końca odegrać mojej "roli, bo w nocy z niedzieli na poniedziałek ból nie dał mi spać i przed godziną 7 poprosiłam Eryka, żebyśmy pojechali do szpitala w Kozienicach. Nie budziliśmy specjalnie mojej mamy ani taty, żeby ich nie martwić. W szpitalu z izby skierowano mnie do ambulatorium, gdzie przyjęła mnie pielęgniarka, która przeprowadziła wywiad. Następnie poprosiła wiekową lekarkę, która popatrzyła na mnie błędnym wzrokiem i powiedziała :"co boli? grypa?". Wtedy przez chwilę zwątpiłam w jakość naszej służby zdrowia. Na szczęście pielęgni...

Wybór

Zacznę od anegdoty, którą przypomniała mi moja cudowna koleżanka z pracy (Aniu dziękuję!). Gdy zaczęłam się godzić z myślą, że mogę mieć usunięty żołądek zaczęłam szukać jakiś pozytywnych stron tej sytuacji. I pamiętam jak się spotkałam z dziewczynami z pracy i rozmawiałyśmy a ja stwierdziłam " są plusy wycięcia żołądka - będę miała świetną sylwetkę":) Jak widać, wszędzie można znaleźć jakieś korzyści. Zanim zacznę kontynuować swoją historię muszę jeszcze opisać w jaki sposób udało nam się umówić wizytę u profesora w Warszawskim centrum onkologii. Jak pewnie pamiętacie nazwisko prof z Warszawy padło na wizycie w Lublinie u chirurga onkologa, którym miał  mnie leczyć. Z racji, że nie padło ono w konkretnym kontekście - temat leczenia w Warszawie zniknął. Jednak moja bratowa zapamiętała nazwisko i zadzwoniła do mojego brata Tomka, żeby spróbował znaleźć dojście. Jakimś cudem udało mu się znaleźć numer, ale do sekretariatu instytutu badań. Udało mu się dodzwonić i w trakci...

Tydzień - jedno miasto i 600 km na liczniku

Następnego dnia, gdy się tylko obudziłam - leżałam w łóżku myśląc "może to wszystko to jednak sen". Jednak po wstaniu i obejrzeniu po raz kolejny zdjęć z gastroskopii zdecydowałam się zajrzeć w internet. Mój żołądek na tle zdjęć raka żołądka z internetu wypadał całkiem nieźle , więc gdzieś w głowie jeszcze tliła się iskierka nadziei, że to może coś zupełnie innego. Nie pozostało mi nic innego jak czekanie na wyniki wycinków. W międzyczasie postanowiliśmy, że należy w końcu powiedzieć rodzicom. Po 1,5 miesięcznej przerwie w wizytach w końcu musieliśmy pojechać do Kozienic. Ewa z mężem zdecydowała, że powiedzą im w odpowiednich okolicznościach. Do tego został też zaangażowany ksiądz - przyjaciel rodziców, który jest niezwykle opanowanym człowiekiem i zawsze jego obecność działa "kojąco". Pamiętam, że to był pt - wyjeżdżaliśmy z Lublina w trakcie gwałtownej burzy. Stresowałam się spotkaniem z mamą i tatą - bałam się płaczu, użalania się nade mną i zbędnych pytań. M...

Diagnoza

Im dłuższy czas mijał od operacji, tym jakoś lepiej się czułam. Myślę, że zaczęłam wtedy wypierać chorobę - myśląc "jestem za młoda na jakiegoś raka - objawy do chłoniaka kompletnie nie pasują, więc to na pewno musi być tylko jakieś przewlekłe zapalenie węzłów". Zresztą pamiętam rozmowę z moją siostrą Ewą - która przekazała mi, że Leszek (mój szwagier - lekarz) analizując moje wyniki - mówił, że nie widzi, żadnej białaczki. Napawało mnie to jeszcze większą nadzieją, że to może jednak nie może być chłoniak. Zdjęcie z pobytu Ewy w Lublinie. Mojito oczywiście bez alkoholu p.s.Sprytnie zakrywam szwy na szyi :)  Do szpitala po wyniki jeździliśmy parę razy,bo zamiast po 2 tygodniach his-pat był gotowy dopiero po 3. Wyniki miały być na 100% - 20-go czerwca - wtedy przyjechała moja siostra, aby mnie wesprzeć. Rodzice dalej nic nie wiedzieli - więc powiedziała im, że jedzie na szkolenie do Kazimierza. Niestety wyniki były dopiero kolejnego dnia, więc spędziliśmy miło czas w ...

Chłoniak c.d.

Następnego dnia po wiadomościach, że najprawdopodobniej mam chłoniaka, poszłam do pracy. Zdecydowałam po serii telefonów wykonanych z rana, że muszę powiedzieć o swojej sytuacji szefowej mojego działu i poprosić o wcześniejsze wyjście, jak tylko dostanę informację, że mogę jechać na wizytę. Chyba nie muszę pisać, że jak szefowa usłyszała o mojej wstępnej diagnozie prawie się rozpłakała. Tak samo zareagował jeden z szefów całej spółki, a ja czułam, że  za każdym razem wypowiadając słowa "mam chyba chłoniaka" - nie słyszę swojego głosu i, ze to co się dzieje jest chyba jakimś złym snem. W międzyczasie dzwoniłam do kilku przychodni próbując umówić się na wizytę do hematoonkologa bądź hematologa - oczywiście bezskutecznie. Aż nagle dostałam telefon z mojej przychodni - w słuchawce usłyszałam lekarkę, która przedstawiła się i powiedziała, że jeśli mam samochód to prosi abym przyjechała do przychodni po skierowanie do szpitala, bo tam czeka na mnie już jej znajoma hematolog. Leka...

I etap - chłoniak

Zacznę  od początku - od kiedy pamiętam miałam jakieś dolegliwości ze strony układu trawiennego. Właściwie to tak bardzo zaczął mnie boleć żołądek na 5 roku studiów ( i teraz tutaj wszyscy pomyślą "pewnie od picia" ;) ) i w sumie dość często po spożyciu alkoholu - nawet przy niewielkiej ilości - zdarzały mi się wymioty. Między 4 a 5 rokiem studiów sporo schudłam- pisząc wprost - wzięłam się za siebie. Zawsze Byłam dziewczyną  "przy kości" - nie grubą, ale z lekką nadwagą. Stwierdziłam, że ze względu nie tylko na wygląd, ale także z powodu obciążeń genetycznych - cukrzycą i chorobą wieńcową - muszę coś zmienić. Nowe nawyki żywieniowe - zero cukru, kawy, tłuszczu w zamian warzywa, kasza, owoce i jeśli mięso to tylko duszone oraz praktycznie codziennie aktywność fizyczna. Ułatwiała mi to siłownia znajdująca się na dole akademika,w którym mieszkałam studiując w Krakowie. Udało mi się schudnąć i prawie osiągnąć wymarzoną sylwetkę. Ale oprócz tego czułam się świetnie - co...

Wstęp.

  Jeśli wejdziesz tutaj pierwszy raz zapewne pomyślisz - "kolejny blog o chorym na raka, który pewnie tego bloga traktuje jako część terapii". Otóż nie! Zaskoczę (albo też i nie), nie chcę opisywać wszystkiego co mi się przytrafiło, żeby "zrobiło mi się lżej", albo żeby uzyskać współczucie. W tej historii chodzi przede wszystkim, o pewną ideę (jakże to utopijnie brzmi!) - chcę zwrócić uwagę na sposób leczenia w Polsce. Wiem, zabrzmi to dość surrealistycznie, ale mam nadzieję, że dzięki mojemu przypadkowi może coś się zmieni na lepsze - nie tylko w podejściu do pacjenta chorego na raka, ale także w lekarzach i polskiej onkologii, (która przynajmniej w moim odczuciu jest na bardzo niskim poziomie ).  Liczę na to, że wszystko co zostanie przedstawione na tej stronie nie przejdzie bez echa wśród Was i spowoduje, że ludzie w końcu będą mieli inne patrzenie na wiele aspektów związanych z chorobą nowotworową.  Już chyba wystarczy wstępu - w końcu całe sedno (...